Metropolita Antoni Bloom o Niedzieli o celniku i faryzeuszu

31.01.2018

Kto z nas ośmieli się powiedzieć, że nie jest faryzeuszem? Kto z nas nie zachowuje się w relacjach zewnętrznych tak, żeby zasłużyć na ludzką uwagę i szacunek, i nie czuje przy tym, jakby był ich godny? Kto z nas jak celnik, który doszedł do drzwi świątyni i uświadomiwszy sobie, że jest to miejsce święte, dom Boży, że Gospodarzem tego domu jest Pan i Bóg nasz i w tym domu nie może wydarzyć się nic, co jest obce Bogu bądź odrażające – kto z nas zatrzyma się i pomyśli: „Nie mam prawa wejść do tej świętej przestrzeni”. Jak lekko wchodzimy do cerkwi, szybko żegnając się i zwracając uwagę nie na Boga, lecz różne drobiazgi: kupujemy świece, kłaniamy się znajomym. Czyż ogarnia nas bojaźń, strach, który powinien nas rzucić na kolana ze słowami: „Panie, nie mam prawa stać przed Twoim obliczem!”.

Tak, jesteśmy dziećmi Boga. Tak, On nas przyjmuje. Ale to, że jesteśmy przyjęci z miłością zobowiązuje nas jeszcze bardziej, a nie zwalnia od tego co należne. Dlatego zastanówmy się nad tym.

Kiedy mówię o domu Bożym, być może powinienem powiedzieć także o naszych spotkaniach z ludźmi. Każdy człowiek jest ikoną, obrazem Bożym, każdy z nas jest miejscem przebywania, jakby świątynią Świętego Ducha. Jak odnosimy się do siebie, zarówno fizycznie, jak i w myślach, uczuciach, zachowaniu. Czy widzimy w sobie świątynię (świętość)? Nie, oczywiście, nie widzimy. Ale już to pokazuje nam miarę naszej ślepoty, pokazuje, jak dalecy jesteśmy od posiadania tego co apostoł Paweł nazywa zamysłem Chrystusowym (1 Kor 2,16) – umiejętnością myślenia jak Chrystus, odczuwania jak Chrystus, widzenia jak On widzi, Jego oczyma, oceniania wszystkiego Jego miarą. Każdy człowiek jest świątynią Ducha Świętego, każdy człowiek jest ikoną Samego Chrystusa, Boga Żywego i każdy człowiek, chrześcijanin, ochrzczony, przyjmujący IEucharystię jest jakby wcieloną obecnością na ziemi, w historii, w ten nasze dni, samego Chrystusa.

Przecież poprzez przyjęcie Świętych Tajemnic wchodzimy we wspólnotę także z oświęconym człowieczeństwem Chrystusa i z Jego Boskością. Stopniowo, to w większym, to w mniejszym stopniu, w zależności od naszej grzeszności, stajemy się uczestnikami Bożej natury (2 P 1,4). Widząc człowieka, pod pewnym względem możemy powiedzieć, że widzieliśmy samego Chrystusa Zbawiciela. Z jaką bojaźnią powinniśmy się odnosić się do każdego pojedynczego człowieka! Jeżeli jest on zeszpeconą ikoną, zbezczeszczoną świętością, opustoszoną świątynią, z jakim strachem, ale bojaźliwym strachem, nie z odrazą, ale z bojaźnią, powinniśmy się do niego odnosić!

%d bloggers like this: